Poranny autobus. Zapchany po dach. Rozmyślam sobie o ostatniej książce, którą czytałam - powieść o królowej Saby i Salomonie. Ładnie do siebie listy pisali. Jak to szło... połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu...
W tym tej właśnie chwili z rozmyślań wyrwało mnie donośne pierdnięcie któregoś z pasażerów. Na tyle głośne, że huk silnika zagłuszyło.
To tyle, jeśli chodzi o natchnienia w życiu codziennym.
Widać też rozmyślał o życiu i się wzruszył dogłębnie i to wzruszenie z niego uszło...
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym, że to właśnie wzruszenie...
UsuńCoś mu się tam wewnątrz z pewnością wzruszyło. ;-P
UsuńNie inaczej i nie raz dziennie pierdnięcia rzeczywistości niwelują wzloty i z hukiem zrzucają na ziemię. Strach myśleć, do czego bylibyśmy zdolni unoszeni natchnieniami bez tych pauz. ;-)
OdpowiedzUsuńZaraz napiszesz, że to pierdnięcia trzymają nas przy zdrowych zmysłach :p
Usuńosz fak...... ;))) mam nadzieje ze stal na tyle daleko, ze doswiadczylas jedynie efektów dzwiekowych...
OdpowiedzUsuńWiem, to bardzo źle o mnie świadczy! Niegrzeczna Kalina! Prymitywna! Niskoupadła!
UsuńAle jednak zaczęłam się śmiać.
Wstydzę się z własnej głupoty, ale i tak chichoczę!
I też, tak samo jak Diabeł, pomyślałam o walorach zapachowych ;-)
W stolicy zapachowo czuję tylko spaliny. Od dość dawna niestety
UsuńI tak to rzeczywistość zarżnęła poetycki romantyzm:)
OdpowiedzUsuńRzeczywistość zazwyczaj tak robi
UsuńSam huk jest niczym w porównaniu z walorami zapachowymi ....
OdpowiedzUsuńMnie tam najbardziej doskwiera stracona nadzieja....
UsuńWłaśnie mi się przypomniało z czasów licealnych jak prułam do szkoły Alejami sławetnym autobusem 173. Zawsze krótki, zapchany po brzegi dziatwą szkolną i ludźmi śpieszącymi do pracy. Te same twarze co rano. Autobus miał wtedy przystanek na wysokości TTW czy jak ten market teraz się zwie, a następny dopiero przy starym basenie na Bitwy Warszawskiej. Trochę jazdy jest i przynajmniej jeden postój na światłach. I właśnie na tym odcinku jeden chłopaczyna puścił bąka. Biedak nie wytrzymał. W dodatku na głos i tym zdradził źródło. To była masakra! MASAKRA! Wszyscy stłoczeni ludzie w tym autobusie zzielenieli na twarzach, ci bliżej okien ratowali się jak mogli otwierając je i chwytając powietrze jak ryba wyjęta z wody, jęczeli dusząc się ci stłoczeni po środku autobusu. Gdy autobus już dojechał na przystanek, wszyscy wypadli z niego nie zważając, że się spóźnią gdziekolwiek właśnie jechali. A sprawca dostał ksywę - nomen omen - ”Pierdziel”. I do tej pory nikt o nim inaczej nie powie, a nadal mieszka w okolicy.
OdpowiedzUsuńOch, jak się zrobiło sentymtalnie... :D
To bardzo dziwna historia. Stolica to duże miasto, zdawałoby się, że to w małych społecznościach za kimś może się latami ciągnąć jakaś głupia historyjka, a tu proszę... Jestem pewna, że gdybym uratowała komuś życie z "mojego" autobusu, za rok już by nie pamiętał.
UsuńWidocznie podniosłe historie nie robią na nikim wrażenia. Tylko smrodek. To smutne jak wetem sposób się na to spojrzy.
Usuń