Jem śniadanie. Jajka ze szczypiorkiem. Jakieś półtora miliarda ludzi na planecie dziś nie ma śniadania. Być może obiadu również.
Od kilku dni czytam "Głód" Martina Caparrosa. To ogromny reportaż o głodnych ludziach w różnych miejscach świata. Kiedy ktoś mówi "problem głodu" albo "głód strukturalny", to brzmi niesamowicie odlegle i abstrakcyjnie. Jak problem dla ONZ, WHO czy chuj wie kogo jeszcze.
A kiedy kobieta trzyma na rękach martwego dwulatka? Ona ma imię. Dwulatek też miał. Ona nie wierzy, że umarł z głodu, bo przecież go karmiła. Sama nie jadła, żeby dla niego starczyło. Ale proso raz dziennie to za mało dla dwulatka. Ona nie wierzy. Czułaby się winna, że nic więcej nie mogła mu dać. Woli mówić, że ktoś urok rzucił. Woli tak myśleć.
Książka jest pełna podobnych historii, a ja nie wiem, czy dam radę ją przeczytać. Jestem miękkim dzieckiem cywilizacji. Z jajkami na śniadanie.