Tam, gdzie pracuję, mobbing jest całkiem częstym zjawiskiem. Firma nie umie sobie z tym radzić - przymyka oko, bagatelizuje... komu nie w smak, odejdzie, inny się wyrobi, oficjalnych reakcji nie widziałam.
Mnie to też dotknęło. Nawet kilka razy i z różnych stron. Radziłam sobie raz lepiej, raz gorzej. Kiedyś wybuchnęłam i publicznie porządnie nawrzeszczałam na kogoś, kto mnie tak traktował. Głupie? Pewnie, że głupie. Niedojrzałe. Nieodpowiedzialne. Ale zadziałało. Od tamtej pory prześladowca unika mnie jak diabeł święconej wody. Znalazł nowe ofiary, zaraz po tym jak doniósł na mnie wszędzie, gdzie się dało donieść. Czego to nas uczy, drogie dzieci? Że przemoc popłaca. Że szacunku dostaniesz dokładnie tyle, ile wymusisz. Pierdolić taką naukę.
Obserwuję właśnie młodą dziewczynę, która stawia pierwsze kroki w pracy i dostała się "pod ostrzał". Płacze codziennie. Zagadałam, bo mi się serce kroiło na jej widok. Próbuję ją podtrzymać na duchu. Odejdzie? Zostanie jędzą? Są jakieś inne wyjścia?
Jak wygląda ten problem w Waszych miejscach pracy? Pracodawca ma jakąś politykę zapobiegania przemocy? Reaguje na jej przypadki? Udaje, że nie ma?