27 listopada 2017

Lodowa prośba

Wiosną tego roku lisiowiórczą rodzinę dopadły szpitalne klimaty. Na razie między nami a placówkami medycznymi panuje rozejm (nie mylić z pokojem). Kiedy szłam na operację prosiłam o trzymanie kciuków. Kumpela zaproponowała, że zje na moją intencję loda w kształcie pandy. Zjadła. Operacja się udała, zatem ta metoda ma w sobie jakiś głęboko ukryty sens :) Bardzo mi wtedy pomogły wszystkie Wasze intencje - lody, ciastka, wino, piwo, słowa, łapy i ogony.

Dziś Kumpela sama stoi na progu szpitala, operacja w środę. Zjem za nią loda. Wszystko się uda - nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Dziewczyna bardzo się denerwuje, a że dość często zagląda na mojego bloga, to mam do Was prośbę: napiszcie dla niej dobre słowo, poprośmy wszyscy świętą Chirurgardę, by czuwała, zjedzmy dodatkowe lody na jej intencję.  Ta "święta" najwyraźniej lubi lody :)

20 listopada 2017

Perspektywa ma znaczenie

Przemoczyłam dziś buty, śnieżyca, korek, spóźnienie, wywaliłam kanapkę na podłogę - nie było co zbierać.
Powiedziałam w pracy, że za miesiąc już mnie nie będzie i nagle zrobiło się piękniej.

18 listopada 2017

Historia pewnej czapki

Na szkoleniach z udzielania pierwszej pomocy uczą, że nie wolno krzyczeć: pomocy. Trzeba wołać panie w zielonej kurtce, zadzwoń pan po pogotowie, albo pani w różowym swetrze, pani mi pomoże tamować krwawienie itp. Żywy przykład miałam kilka dni temu. 
Tym razem nie ja zemdlałam. Dziewczyna w pełnym autobusie. Podniosłam ją, cuciłam, rozmawiałam. Wysiadłam z nią, odprowadziłam do pracy, gdy poczuła się lepiej. Obok chłopy jak byki. Łatwiej by im było podnieść dziewczynę niż mi? Pewnie tak. Ale najbardziej poruszyła mnie pani w szarej czapie. Siedziała tuż obok. Patrzyła na zemdloną jak patrzy się na but, który wdepnął, gdzie nie trzeba. Próbowała się odsunąć choć na kilka milimetrów. Więcej się nie dało. Obrzydzenie na jej twarzy prześladuje mnie do dziś. Można tak bardzo gardzić drugą istotą? Dlaczego?
Szarą czapę widuję niemal codziennie. Jak większość twarzy i czap z tej trasy. Wiemy o sobie bardzo dużo - gdzie mieszkamy, co mamy na drugie śniadanie do pracy, jakiej słuchamy muzyki z komórek, co czytamy po drodze. Niby jesteśmy dla siebie anonimowi, ale nie. Wcale nie. Jesteśmy dokładnie tym samym. Różnią nas drobiazgi. A czasem czapki...

14 listopada 2017

...

Wynik w granicach normy.

Natchnienia w życiu codziennym

Poranny autobus. Zapchany po dach. Rozmyślam sobie o ostatniej książce, którą czytałam - powieść o królowej Saby i Salomonie. Ładnie do siebie listy pisali. Jak to szło... połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu...
W tym tej właśnie chwili z rozmyślań wyrwało mnie donośne pierdnięcie któregoś z pasażerów. Na tyle głośne, że huk silnika zagłuszyło.
To tyle, jeśli chodzi o natchnienia w życiu codziennym.

12 listopada 2017

Przy tablicy

Dzień dobry, 
ostatnio nie mogłam się zebrać do napisania, ale Adam mnie wywołał do tablicy. No, to lis obecny i melduje. Pamiętacie pewnie, że w ostatnich notkach nieco marudziłam na pracę - że nie satysfakcjonuje właściwie pod żadnym względem. Otóż od dwóch miesięcy pracuję nad zmianą. Jest to dość duży wysiłek... no dobra, tylko jem, śpię i pracuję, ale jest szansa, że za kilka tygodni będę w nowym miejscu. Jest też szansa, że w nowym miejscu nie będę marudzić. 
Żeby dodać wiśnię do tego tortu w przyszłym tygodniu muszę powtórzyć markery. Kto doświadczył, wie z czym to się wiąże. Kto nie doświadczył - oby nigdy nie musiał się dowiadywać. 
Ściskam Was, Ludziki, którzy tu wciąż zaglądacie. Już niedługo wrócę. Cmok.