15 stycznia 2018

Wszystko schodzi na psy

Moje wizyty u stomatologów kończą się zazwyczaj traumą. Dla lekarzy. Jestem grzecznym pacjentem. Siedzę cicho z rozdziawioną paszczą. Za to oni nade mną przeklinają, łamią narzędzia, psują wiertła i łapią się za głowę, że ludzka tkanka może być tak twarda lub tak upierdliwie zagięta. Mój rekord to trzy zniszczone narzędzia w czasie jednej wizyty - niestety nie umiem powiedzieć jak się nazywały.
Dziś wróciłam od dentysty. 
Nic nie popsułam.
Mam jakiś niedosyt.

Gdzie te czasy, że z drugiego końca kliniki wołano do mnie chirurga, żeby przyszedł zobaczyć, bo jak mu będą opowiadać, to nie uwierzy...

16 komentarzy:


  1. To znaczy, że już miękka jesteś? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miękniesz Lisie :) Zupełnie jak ja. Również demolowałem wiertła i inne dentystyczne utensylia, ale z latami mi przeszło...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzielny pacjent. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moze jeszcze wrócą! (te czasy)
    Nie trac nadziei!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miarę możliwości wolałabym, żeby nie trzeba było sprawdzać...

      Usuń
  5. Trzeba było chociaż ugryźć lekarza na zakończenie. Z wyzsEj konieczności. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. możliwe że nowe narzędzia są trwalsze... że tak Cię zmartwię :P

    OdpowiedzUsuń
  7. :) noooo... stomatolog jest też jednym z lekarzy z którym nie dyskutuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko się dyskutuje jak masz paszczę rozdziawioną.

      Usuń
  8. Być może lekarze przeszli kurs "Praca z twardym klientem" i teraz sobie lepiej radzą. Z dotacji unijnych, jak przypuszczam. ;-)

    OdpowiedzUsuń