15 lutego 2016

Romantyzm dla niepełnosprytnych

Zachciało mi się walentynek.W walentynki. To był bład.

Wybraliśmy małą, cichą restauracyjkę. Miało być coś pysznego, spoglądanie sobie w oczy, trącanie kolanem pod stołem... takie tam.

A były dzieci. Wszędzie dzieci. Pełno dzieci. Przy każdym stoliku para i co naj mniej dwoje dzieci. Jedno wrzeszczy, że chce kredki, drukie siku, trzecie nie będzie jadło tego zielonego, czwarte chce biegać, a piate ryczy. Nic nie chce, tylko ma ochotę poryczeć, więc ryczy.  Od drzwi do baru kursowały matki z niemowlakami na rękach (nie jedna matka, kilka matek!) bujając i sepleniąc do brządców, które za nic nie chciały poleżeć w spokoju, gdy rodzice konsumują swój walentynkowy chleb powszedni. Wyglądało to jak korytarz przychodni dziecięcej w sezonie grypowym. Brrr...

Kochani Rodzice - jeśli tak wygląda Wasz romantyzm - ok, ale zachowajcie go dla siebie.  Nie każdy lokal jest przystosowany, by zabierać tam malutkie dziecko - ten akurat nie był. Nie było żadnego dziecinnego wyposażenia - ani zabawek, ani mebli dostosowanych do potrzeb dziecka, więc nic dziwnego, że dzieci się nudziły i darły w niebo głosy. Rodzicu, pomyś, zanim uraczysz swą dzieciną obcych ludzi... że już nie wspomnę o owej dziecinie, dla której taka wizyta też jest mało sympatyczna, sądząc po rykach.


4 komentarze:

  1. A tera to bogacze, po pinć stówek dostajo za każdego kolejnego krzykacza. Trza stworzyć gospody dla wykluczonych, to i spokoju trochu bydzie. Pochwalony...

    OdpowiedzUsuń