28 maja 2017

Miłość w czasie postkultury

Kiedyś można było uczynić wyznanie miłości. Dołączyć do tego kwiaty, albo propozycję małżeństwa. Ewentualnie pożycia. Lub spożycia. Można było mową wiązaną opiewać przymioty wybranka/wybranki. Z podkładem muzycznym lub bez.

A dziś mówimy "gdyby coś mi się stało, zajmij się moim kontem na fejsie".

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czyżbym trafiła na podatny grunt? Ja swojego bloga zostawiam na łasce losu, choć może to jeszcze przemyślę...

      Usuń
    2. Hehehe, podatny :) zostanie zamknięty i tyle tego :P

      Usuń
    3. Mnie olśniła smutna, acz ciekawa myśl. Mówimy "kocham" różnym ludziom. Ściągamy majtki przed różnymi ludźmi. Nie zawsze dobrze wybranymi. A bloga, czy fejsa byle komu nie powierzymy...

      Usuń
    4. no ja temu, co to majtki przed nim ściągam, tym bardziej, że on dobrze zna bloga i Was wszystkich czytelników.

      Usuń
    5. Dobieram dość skrupulatnie towarzystwo do ściągania majtek, a mimo to nie ustrzegłam się pomyłki. Za to w udostępnianiu haseł pomyłki nie było... zadumałam się.

      Usuń
  2. No i kwiaty w formacie gif(t) taki prezencik, jaka prezencja. Cyfrowa(niestety). To i owo wolę analogowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię jedzenie analogowo. Zdjecie obiadu na Instagramie nie dostarcza odpowiedniej dawki substancji odżywczych :)

      Usuń
    2. E tam, żartujesz... Nie ma transmisji danych, znaczy dań...?

      Usuń
    3. Może być, że wszystko przed nami...

      Usuń
  3. taaa... ja tam jednak wolę osobiście a nie via fejs, więc na moim profilu fejsowym nudą wieje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie zawsze osobiście się da, więc czasem zostaje wysłać miłość w cyfrach. A czasem nie ma co wysyłać...

      Usuń
  4. Nie myślałam o tym. Ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O zaufaniu można przecież mówić językiem popkultury

      Usuń