Nie lubię hałasu. Szczególnie tego, który wydobywa się z ludzkich otworów gębowych. Tyle słów jest niepotrzebnych. Niczemu nie służą. Patrzę na takie hałaśliwe otwory i marzę... ach, gdyby ludzie mieli limitowaną liczbę słów do wypowiedzenia - może wtedy zwracaliby uwagę na to, co mówią.
Na to, co mówią, i jak! :-)
OdpowiedzUsuńNa to, co mówią, to by się przydał śmietnik. Kubeł na słowa, które nadają się tylko do wyrzucenia.
UsuńTeż miewam podobne marzenia. Szczególnie, kiedy wracam do domu komunikacją miejską, a ludzie bardzo głośno rozmawiają przez telefon, niektórzy nawet przez głośnik w telefonie i wszyscy w autobusie uczestniczymy w tym potoku śmieci.
OdpowiedzUsuńKomunikacja miejska jest jak osobny krąg piekła
UsuńByloby pieknie, w teorii. Bo w praktyce, to biorac np. moja biurowa kolezanke, jakby jej nalozyc limit slów to dotarlszy do granicy po prostu by pekla. Jestem pewna! Skumulowana energia rozsadzilaby jej czaszke, nie ma innej opcji.
OdpowiedzUsuń(i bym musiala potem biurko sprzatac!)
Zaryzykowałabym.
Usuń:))))))
UsuńNajgorsi są ci świergotliwi, którzy natychmiast po otwarciu ócz o poranku otwierają też usta i wypuszczają z nich wszystko, co tylko ślina przyniesie. Gdyby narzucić im limit słów, wyczerpaliby go najpewniej w ciągu godziny i popękali od niepowstrzymywalnego słownego wezbrania.
OdpowiedzUsuńAlbo energia zostałaby ukierunkowana w inną stronę. Być może posprzątaliby w szafce pod zlewem, czy coś...
Usuń