27 stycznia 2019

OCD pod strzechy

Czynność lub myśl kompulsywna u osoby z OCD ma to do siebie, że wcale nie chcemy jej myśleć/robić. Nie potrzebujemy jej. Nawet nie musimy. My MUSIMY! To trochę tak jakby powstrzymać oddech na minutę - przymus zaczerpnięcia następnego oddechu rozsadza całe ciało i całą świadomość. Nie liczy się nic innego.

W czasie ostatniej fali kompulsji zatrzymałam się i nie wykonałam czynności, której domagało się całe moje jestestwo. 
Sukces? Niby tak, ale przede wszystkim przeogromny wysiłek. A przecież nie weszłam na Mount Everest, nie urodziłam dziecka, nie przeprowadziłam operacji na otwartym sercu. Po prostu wyszłam z budynku. Ile milionów ludzi codziennie wchodzi i wychodzi z różnych budynków nie mając pojęcia, jaki to może być dla kogoś problem, by wypuścić klamkę i odejść. Raz było mnie na to stać, ale przecież potrzebuję wychodzić codziennie, z różnych pomieszczeń. 

Tak wygląda OCD w życiu codziennym. Codzienność gryzie. Proste czynności i relacje urastają w głowie do rozmiarów kosmicznych.

14 komentarzy:

  1. A inni nie zdaja sobie sprawy, jacy sa szczesliwi, nie muszac rozwiazywac takich problemow...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy jakieś ma. Dla każdego jego są najmojsze. Trudno to ze sobą porównywać.

      Usuń
  2. Rozmawiałam z młodą kobietą, chorą na zespół Tourette'a (liczne tiki).
    Powiedziała mi, że tik jest jak swędzenie skóry. Myślisz: nie podrapię się. Inni mówią: nie drap się. Rozum mówi: drapanie nie pomoże. Sumienie mówi: drapanie pogorszy.
    A i tak się podrapiesz.
    Bardzo mi się podoba to porównanie. Rozumiem.
    Mam często alergiczną wysypkę i gdy nie mam przy sobie leków, czasami rozdrapuję do krwi.
    Ja, inni, rozum i sumienie nie pochwalają, gdy to widzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, Kalina właśnie opisała z czym walczę w sobie, staram się nie drapać, wychodzić z uniesioną głową. Ciągłe zmagania...

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluje Ci! To na pewno wymagalo przeogromnej sily. Cos jak dla mnie odezwanie sie do obcego czlowieka na przyklad (nawet gdy on na to czeka np. pani w urzedzie czy jakimkolwiek "okienku") Jak mam lepszy dzien, to jakos pójdzie, choc nagle nie jestem soba w ogóle tylko klebkiem jakajacych sie nerwów - ale jak gorszy, to najczesciej konczy sie ucieczka z podkulonym ogonem.
    Czy u Ciebie tez sa gorsze i lepsze dni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Faktycznie to wymaga ogromnej siły. I jest też dość straszne, bo wiem, że nie każdego dnia będę miała tyle sił. Bo dni są różne. Lepsze i gorsze. Czy dobrze poznaję, że zmagasz się z fobią społeczną?

      Usuń
    2. Od zawsze, od dziecka boje sie ludzi.
      I no wlasnie - jak przyjdzie taki gorszy dzien a akurat koniecznie trzeba cos na miescie zalatwic, czy akurat wypada termin u np. okulisty - pieklo. Pieklo na ziemi.
      A teraz prawdopodobnie przyjdzie mi szukac nowej pracy - okaze sie niedlugo... Na mysl o rozmowach dostaje kolki i mi we lbie huczy...
      Ehh. Sciskam Lisie, oby Ci woli walki nigdy nie zabraklo!

      Usuń
    3. Wiem o czym mowa. U mnie w gorszy dzień nie ma mowy o opuszczeniu pomieszczenia. Pomaga Ci, jak jesteś z kimś bliskim? Bo mi się czasem udaje za rękę z Wiewiórem.

      Usuń
    4. Tak, pomaga - niestety nie wszędzie można pójść za rękę z Wiewiórem / Borsukiem. Ale to już często ratowalo sytuację.

      Usuń
  5. Miewam, w dużym stresie, przymus oddychania w określonym rytmie. Czuję wtedy, jak źle się wentyluje, ale to silniejsze.
    Czym się wtedy jest? Tak sobie czasem myślę.
    Ale tego nie widać, w tym sensie jest łatwiej może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy się jest źle zwentylowanym typem, któremu przydałby się swobodny oddech.

      Usuń