Ile razy mam ochotę coś napisać na temat OCD, powstrzymuje mnie myśl, że to nie są przeżycia miłe, ani piękne. Że świat doskonale poradzi sobie, jeśli będę milczeć o tym wszystkim, czego doświadczam, bo mogę jedynie rozprzestrzenić śmietnik, który jest we mnie (nie brzmi jak przesadne poczucie własnej wartości, prawda?). Osoby z zaburzeniami często mają takie wrażenie, że jeśli będą szczere w mówieniu o tym, co przeżywają, to kogoś skrzywdzą, a w najlepszym wypadku zniesmaczą. Nie jestem wyjątkiem. Widziałam miny ludzi, gdy opowiadałam o sobie. Mam podstawy, by tak myśleć.
Wczoraj wpadła mi w ręce manga Kabi Nagaty, która narysowała komiks o swojej depresji, zaburzeniach odżywiania i problemach seksualnych. Nie brzmi zachęcająco. A jednak pochłonęłam komiks i jestem zachwycona.
Szczerością.
Wytrwałością.
Odwagą.
Pozytywny odbiór komiksu utwierdza mnie w przekonaniu, że mówić trzeba, bo jest to niezwykle potrzebny głos. Jednak cholernie trudno go z siebie wydobyć. Szacun, pani Kabi! Na polskim rynku jest już dostępna polska wersja językowa pt. "Moje lesbijskie doświadczenia w walce z samotnością". Polecam.
Kiedyś znalazłam takie słowo, które, jak sądziłam, pasuje do mnie najbardziej. Słowo "żałosna". Bardzo to było smutne odkrycie, choć odczuwałam rodzaj satysfakcji estetycznej, że na to w końcu wpadłam i że to takie adekwatne. Trudno mi bardzo pozbyć się tego i jest to sobie w podtekście wielu moich czynności: czy ludzie to zauważyli - że taka jestem? Jak bardzo mam się starać, co i jak zrobić? Dlatego, gdy mam coś zrobić czy powiedzieć publicznie, przeżywam mentalny paraliż. Nie pozbyłam się chęci dopasowania się, ze strachu przed odrzuceniem.
OdpowiedzUsuńSerio?
UsuńWy też?
A ja mam wrażenie, że jestem najbardziej niedostosowaną osobą na świecie i cokolwiek robię, pogarszam sytuację. Naturalnie gdy nie robię nic, pogarszam ją także...
Żałosna.
A ja umiem zagrać przystosowaną siebie. Mogę mówić publicznie, mogę negocjować zmiany w kontrakcie, czy regulaminie. Odpokutuję to potem bardzo mocno, ale mogę. I kiedy szukam dla siebie przymiotnika, to nie nazwałbym się osobą żałosną. Właściwie chyba nikogo bym tak nie nazwała. A już na pewno nie kogoś zmagającego się z zaburzeniami. Mój przymiotnik to "zła", bo ujawniajac, co myślę i czuję, tylko krzywdzę. Kwestia wychowania, jak podejrzewam.
UsuńW mojej głowie to się nazywa "chińskie fasady".
UsuńPatrzysz na prawo i lewo na ulicach w Pekinie i widzisz piękne, wyremontowane fasady nowoczesnych budynków. A gdy wycieczka europejskich turystów jakimś cudem opuści autokar, okazuje się, że to tylko fasady. Jedna warstwa. A za nią bieda z nędzą. Wszystko się wali. Ludzie głodują, śpią na bruku, chorują i cierpią. Te fasady to polityka sukcesu. Pokaz dla turystów.
Tak rozumiem przyklejone uśmiechy, "radzenie sobie", wyuczony optymizm i pogodę ducha. A za fasadą - wszystko się wali...
Ja nie umiem - oczywiście i tak to robię: gram przystosowaną, ale źle mi wychodzi. O ile w bezpośrednim kontakcie z jedną, dwiema bliskimi mi osobami mogę swobodnie rozmawiać, to gdy jest sytuacja bardziej oficjalna, włącza mi się coś. Zatyka, paraliżuje. Ze studentami to wymagało długiego czasu... W końcu odpuściło - prawie. Czasem włącza się nagle - takie poczucie: ojej, zaraz zobaczą naprawdę, jaka jestem.
UsuńNie mam wątpliwości, że u mnie to fasada. Ale solidnie zrobiona. Pierwszy turysta z brzegu nie zauważy. A pomiędzy budynki nie wpuszczam.
OdpowiedzUsuń