13 czerwca 2019

Wychowana do brutalnych praktyk kulinarnych

Dawno temu, kiedy poznawałam tajniki posługiwania się nożem i widelcem, zapytałam ojca, jak się powinno ładnie jeść kurczaka pieczonego w całości. Chciałam wiedzieć, jak królowa je kurczaka na przyjęciu. Ojciec powiedział mi, że potrawy przynosi królowej lokaj w liberii i w białych rękawiczkach. Łapie ręką w rękawiczce kurczaka za udko, podstawia królowej pod nos i mówi "gryź". Dziecko zapamiętało.

Przypomniała mi się ta porada wczoraj, gdy zabrałam Wiewióra do restauracji. Wokół nas latał bardzo upierdliwy komar, a ja zastanawiałam się, jak w eleganckiej placówce gastronomicznej zdjąć kapcia i rozpłaszczyć stwora na ścianie. Obwiniam za te myśli moje wychowanie.

8 komentarzy:

  1. Ha ha ha. Mam w sobie analogiczną potrzebę mordu, jak widzę komara - ścigam gadzinę póki nie zgładzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka dni temu przyczepiła się do mnie upierdliwa końska mucha (zwana bąkiem), gdy byłam na spacerze z kijami. Usiłowałam ją odgonić, ale miała w sobie tyle determinacji, że nie podołałam. Machałam kijami, kapeluszem, a ona co chwilę na mnie siadała.
    Z innej perspektywy wyglądało to tak:
    Kobieta z kijami nagle zatrzymała się na drodze, zdjęła kapelusz i odtańczyła tango, break-dance i balet klasyczny w jednym, po czym poszła w dalszą drogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalino, zrobiłaś poezję z ogarniania się przed muchą :) Przy okazji ciekawe jak widziała to sama mucha :D

      Usuń
    2. Podejrzewam, że tak samo, tylko zupełnie odwrotnie...
      No i ona miała to szczęście, że ja nie chciałam jej wyżreć kawałka ciała! ;-)

      Usuń
    3. Mucha widziała, że obiad się miota :)

      Usuń