09 września 2019

Na literę R

Nie jestem w stanie przestać myśleć o słowach szefa partii rządzącej na temat rodziny (o tym, że
rodziną jest mężczyzna, kobieta i ich dzieci).
Nie będę wyliczać, kto został pominięty w prawie do korzystania ze słowa "rodzina", bo lista byłaby bardzo długa. Mnie zastanawia powód wygłoszenia tego zdania. Czemu miało służyć? Czy rodzina składająca się z mężczyzny, kobiety i ich dzieci poczuje się bardziej rodzinna, gdy odbierze komuś prawo do korzystania ze słowa na "r"? Kto ma się poczuć lepiej dzięki temu zdaniu? Bo kto poczuje się gorzej, to już wiemy. Jaka płynie korzyść z tych słów i dla kogo?

Sama nie mieszczę się w powyższej definicji rodziny. 
Nie pierwszy raz czuję się wykluczona. 
Mam doświadczenie. 
Dam radę. 
Ale komuś mogłoby być przykro. 
Zwłaszcza dziecku.


2 komentarze:

  1. A ja myślę, że to było zalotne trzepotanie rzęsami w stronę Rydzyka i jego szwadronów - to o władzę chodzi, o głosy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Tylko nie wiem dlaczego ta grupa, albo jakakolwiek inna, miałaby się poczuć dobrze po usłyszeniu tej definicji.

      Usuń