Lubię jeść samotne śniadania w centrum dużych miast.
W kawiarniach. Na ławkach. W ogródkach.
Poranny gwar jest milszy niż wieczorny. Światło też. Czuję się wtedy zanurzona w mieście jak szczurek w herbacie.
W chwili, gdy siadam, robię się niewidzialna. Czytam, przeżuwam, popijam. Jakbym była sama na świecie, a wokół mnie kłębią się miliony ludzi.
- Nie zgubić walorów natury ogólnej. - mówi mi dziś prawnik na porannym spotkaniu.
Jeśli jakiś walor natury ogólnej jest wart, by go nie zgubić, to jest nim miejskie śniadanie.
uświadomiłaś mi, że też lubię :*
OdpowiedzUsuńSmacznego :)
Usuńdziękuję :*
UsuńJa również bardzo lubię poranki.
OdpowiedzUsuńMiejskie?
UsuńWolę wiejskie klimaty , poranek na tarasie z kubkiem kawy i petuniami
OdpowiedzUsuńWieś byłaby bardzo przyjemna, ale tam trudniej się wymknąć, kiedy ktoś przyjdzie i czegoś chce. Konkretnie od Ciebie. Miasto pozwala się prześliznąć.
UsuńWSRÒD ludzi nie lubie, ale lubie OBOK, odcieta od nich szyba, pic kawe. Siedze w ciszy (no, wzglednej) i spokoju, a oni tak szybko, za szybką, w te i we wte, jak rybki w akwarium, ziuuum, ziuuum. Taka chwila wytchnienia w srodku miasta.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie to wole jak Jaga, w zielonosci i bez tlumów, z widokiem na krajobraz.
No kurczę! Same samotniki mnie odwiedzają...
Usuń