22 grudnia 2018

Kolory w służbie szczęścia

Świeży tatuaż boli i swędzi. Trzeba dokonywać cudów ekwilibrystyki, żeby go nie zamoczyć w trakcie codziennego mycia. 
I czekać. 
I czekać. 
Aż się wygoi. 
Gdy można się normalnie umyć, frajda jest trudna do opisania. Wzór wyłania się spod piany, a ja się gapię i mi dobrze. 
Czarny tusz, biała piana, szczęście.

11 komentarzy:

  1. Moja córka okładała delikatną folią i z boków ja przylepiała. Ale oczywiście uważać trzeba było i tak, żeby nie podciekło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Testowałam. Nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie. A przy tatuażu na plecach to koszmar - trzeba mieć asystenta.

      Usuń
  2. Ale jak już się złuszczy, wygoi, to pięknie będzie i miło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sądziłam, że tatuaże wymagają aż tyle uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świeży tatuaż wymaga całkiem sporo uwagi - to jest rana i trzeba dbać jak o ranę. Ona ma za zadanie nie tylko się zagoić. Ona ma się zagoić ładnie. Więc trzeba często przemywać i smarować, uważać, żeby nie uszkodzić i nie zabrudzić - z rozbitym kolanem nikt się tak nie cacka, a nawet z małym tatuażem jest robota.

      Usuń
  4. A odkrywanie ukrytych tatuaży jest takie piękne i radosne dla mnie. Niestety, chwilowo nie mam u kogo odszukiwać takich wspaniałości. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkrywanie tatuaży na kimś to przygoda, ale ułatwia przekraczanie granic, których byśmy w innej sytuacji mocno pilnowali.

      Usuń
  5. Hmmm.... nigdy nie pragnelam miec tatuazy...
    ale tez nigdy nie chcialam miec przeklutych uszu... a teraz mam :)
    Czlowiek sie zmienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie naszło na tatuaże po 30. Wcześniej też bym nie przypuszczała.

      Usuń